Omlet kaiserschmarrn z rodzynkami i sosem śliwkowym, kawa orzechowa
Ale dawno nie jadłam omleta. Były okazyjne frittaty na obiad, ale do omleta zmusić się nie mogłam. W sumie specjalnie za nimi nie przepadam, zwykle wychodziły mi takie sobie, denerwowały mnie przy smażeniu i wychodziły płaskie. Kiedy zobaczyłam TEGO omleta u Marii pomyślałam sobie, że musiał być obłędny. czemu nie spróbować? Zbierałam się długo, ale powiem Wam że efekt był imponujący. Omlet wyrósł mi bardzo, aż szkoda było go dzielić! Idealny w strukturze i smaku. Zdjęcia robione pośpiesznie ani trochę nie oddają jego wyglądu, ale ja wiem swoje :D Może powróci moja miłość do takich śniadań?
Ileż mam dziś do roboty! Jak pomyślę to aż się przerażam. Chyba nawet dzień dłuższy o godzinę mi nie pomoże. Zaraz pędzę do kuchni szykować jedzenie na najbliższy tydzień (upiekę w końcu te bułki! poza tym śniadaniowy wypiek na jutro, lunchbox i zapiekanka), a potem siadam do kolejnej analizy wiersza i zadań z zasobów internetowych. Nie mam pojęcia jak to wszystko ugryźć więc będzie ciężko. Co do lunchbox'u to tak mi zasmakowała ta sałatka z gruszką, fetą, kuskusem, kurczakiem i orzechami, że na jutro robię powtórkę :D
A co do siłowni to potwierdzam- bieganie w terenie jest dużo lepsze niż na bieżni! Bez porównania. Zobaczymy czy się przestawię, bo jak narazie moje tempo jest dwa razy wolniejsze i czuję obciążenie łydek. Kolana nie bolą więc jest jakiś plus. Jeśli się nie przekonam to do biegania wrócę na wiosnę...
też robiłam kiedyś tego omleta i też było żal mi go kroic na kawałki haha :p
OdpowiedzUsuńTen omlet wygląda cudownie no i jeszcze ten sos sliwkowy :)
OdpowiedzUsuńTez wolę biegać w terenie, jakoś tak ciekawiej jest :D
Ale bym takieeeego zjadła! Dopóki są śliwki <3
OdpowiedzUsuńO matko, nie wiem czy chciałoby mi się szykować jedzenie na cały tydzień, więc podziwiam :)
OdpowiedzUsuńJa nie umiem biegać na bieżni, przede wszystkim dlatego, że mnie nudzi, mój najdłuższy dystans na niej to lekko ponad 10 km ;)
ale piękny wyszedł :)
OdpowiedzUsuńAle apetyczny!
OdpowiedzUsuńPrzed chwilą na blogu Pauliny Pyrzewskiej napisałam właśnie, że sto razy wolę bieżnię od terenu:p
OdpowiedzUsuńNo to zmykaj do nauki! ale to już! szybciej zaczniesz, szybciej skończysz i weźmiesz się za przyjemniejszą część dnia:))
świetne pierwsze zdjęcie, zachwycona jestem
OdpowiedzUsuńświetnie wyszedł ci ten omlet, taki puchaty :) z tym sosem na pewno genialnie smakował :)
OdpowiedzUsuńja też mam trochę nauki, ale damy radę ! :)
miłego dnia :)
O jejku jak apetycznie podane :)
OdpowiedzUsuńAch, podziwiam Cię i zazdroszczę tego, że chce Ci się przygotowywać takie wspaniałe, pyszne posiłki na każdy dzień...nie to co ja, idąca na łatwiznę :c
OdpowiedzUsuńświetnie wygląda :)
OdpowiedzUsuńNo faktycznie, rzadko widuje się u Ciebie placuszki albo omlety. A to całkiem apetyczne śniadania, nie można zaprzeczyć :) Czasem warto urozmaicić sobie nimi poranek.
OdpowiedzUsuńja ostatnio jestem omletowym potworem :D
OdpowiedzUsuńa ta nazwa jest moim wyjściem ewakuacyjnym jak omlet mi sie nie udaje- wtedy rozdziabuję go do końca i wrzucam na bloga. ładna nazwa jest a i honor uratowany!
lubię jak wychodzą puszyste :)
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nigdy nie byłam na siłowni, nie wiem czy to było by dla mnie:D
OdpowiedzUsuńKocham ten omlet i tez zawsze szkoda go mi dzieli, bo on zawsze wychodzi taki cudowny ! :) I sliwki do tego- perfekcyjne sniadanie. :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście mało 'rozwalony' jak na ten typ omletu. Ale jakby mi jakośc wyjątkowo wyrósł i się nie przerwał podczas przewracania to chyba bym go wcale nie dzieliła ;p
OdpowiedzUsuń